Wywiad dla czasopisma Twoje dziecko.
Po zimie jesteśmy bardziej wymęczeni, ale i nasze nieroztropne zachowanie może przyczyniać się do tego, że częściej chorujemy – mówi pediatra Marek Pleskot, który wyjaśnia, jak przeżyć wiosnę bez infekcji, czy istnieje coś takiego jak wiosenny spadek odporności i w jaki sposób najlepiej hartować dziecko.
Dziecko całą zimę chorowało, czy wiosną też tak musi być?
Dużo zależy od środowiska, w którym dziecko przebywa, a szczególnie od ilości zarazków w jego otoczeniu. Jeżeli dziecko ma kontakt ze zdrowymi osobami, ryzyko zachorowania jest mniejsze.
Czy istnieje coś takiego, jak wiosenny spadek odporności?
Dziecko, które w zimie dużo chorowało, wiosną jest bardziej podatne na zakażenia. Każda kolejna infekcja obniża odporność. Dodatkowo może osłabiać je wychłodzenie. Gdy tylko zaświeci słońce, zbyt wcześnie zaczynamy się wyletniać. Nosimy rozpięte kurtki, lekkie ubrania i łatwiej się wyziębiamy. A zarazki tylko na to czekają. Wiosenne słonko jest bardzo zdradliwe. W domu przez szybę, wydaje się, że na dworze jest gorąco, a gdy wyjdziemy, okazuje się, że w jednym miejscu jest ciepło, a w innym dużo chłodniej. Taka różnica temperatur w znaczący sposób wpływa na ryzyko zachorowania.
Dużo pisze się i mówi o hartowaniu. Czy można zahartować chorowite dziecko?
Łatwo się o tym mówi, ale praktyka wygląda gorzej. Hartowanie to sztuka proporcji. Musimy wiedzieć, na ile dziecko może sobie pozwolić w określonych warunkach. Latem sine z zimna maluchy siedzą w Bałtyku i nic złego im się nie dzieje, bo w ich otoczeniu jest mało zarazków. Ale w sezonie infekcji, gdy dzieci przebywają w zakażonym środowisku, żłobku czy przedszkolu, hartowanie nie może polegać na podobnym wychłodzeniu jak latem.
W jak sposób zatem hartować dziecko wiosną?
Jeżeli dziecko często choruje, możemy chodzić z nim na dłuższe spacery. To lepsze rozwiązanie od grania w piłkę czy zabaw w piaskownicy.
Co złego jest w piaskownicy?
Maluchy często radośnie grzebią rękoma w zimnej ziemi. Są ubrane w ciepłą kurtkę, więc gdy słonko grzeje, mają spocone plecy i zimne ręce. Różnica temperatur między plecami a rękoma to silny czynnik osłabiający. Jeśli mamy małego chorowitka, poza spacerami możemy wybierać inne formy aktywności, np. sporty na hali. Ważne jest też to, co robimy w domu. Lepiej potańczyć z dzieckiem, pozwolić mu poskakać, niż miałoby siedzieć na kanapie przed TV. Kiedy jeszcze grzeją kaloryfery, dbajmy o temperaturę w mieszkaniu. Wystarczy utrzymywać do 20ºC w dzień i do 18ºC w nocy tak, żeby chłód był do pewnego stopnia odczuwalny. Nie powinniśmy zimą czy wiosną chodzić w mieszkaniu w koszulce z krótkim rękawem, tylko raczej ubierać się cieplej.
Podobno nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania. Jak ubierać dziecko na spacer?
Punktem odniesienia powinno być ubranie rodzica. Jeśli dziecko tylko
siedzi w wózku, potrzebuje jednej dodatkowej warstwy ubrania i kocyka. Szczególnie dotyczy to niemowląt, bo u nich łatwiej o zaburzenia termoregulacji. U dzieci kilkuletnich, które nie tylko idą za rączkę, ale też dużo biegają, skaczą, powinniśmy zadbać, aby miały na sobie jedną warstwę mniej niż my – pod warunkiem jednak, że cały czas będą w ruchu.
Ubrane za grubo czy za lekko, co jest gorsze?
Najgorzej, gdy dziecko zmarznie. Jeżeli maluch się spoci, ale dotrze do domu ciepły i zostanie przebrany w suche ubranie, jest to lepszym rozwiązaniem niż gdy spocony zmarznie i zacznie szczękać zębami.
Czy istnieje coś takiego jak przewianie?
To potoczne określenie wychłodzenia pod wpływem złych warunków atmosferycznych. Wiemy, że temperatura odczuwalna w dni wietrzne jest niższa niż temperatura, którą pokazuje termometr.
W obawie przed przewianiem rodzice zakładają dzieciom czapki.
Przewianie uszu to mit. Rodzice podejrzewają, że dziecku nawiało do ucha, tymczasem stan zapalny uszu pochodzi nie z zewnątrz, tylko od środka. To postępująca infekcja z nosa lub gardła, która rozszerza się na uszy szczególnie u tych dzieci, które są predysponowane do tego typu powikłań. Wracając do czapki – w tym wypadku trzeba zachować rozsądek. Głowa jest stosunkowo dużą powierzchnią ciała u dziecka. Niemowlę nie ma bujnej czupryny, więc jeżeli temperatura spada poniżej 15ºC, lepiej założyć mu niezbyt grubą czapkę. Dwu-, trzylatek nie musi jej nosić, jeżeli temperatura nie jest niższa niż 10ºC. A jeżeli dziecko ma więcej niż trzy lata może chodzić z gołą głową, jeśli temperatura jest wyższa niż 3ºC. Pamiętajmy, że dużo zależy od tego, jak dziecko było wychowywane wcześniej, a dokładnie – jak przyzwyczailiśmy je do niższych temperatur. Jeśli bez przerwy nosiło wełnianą czapkę z pomponem, nie możemy zmienić stylu ubierania z dnia na dzień, tylko powinniśmy je powoli przyzwyczajać. Zdecydowanie jestem zdania, że z czapkami nie należy przesadzać, a wśród rodziców jest – niestety – taka tendencja.
Mówi się, że przedszkolak musi swoje przechorować. Ile infekcji można uznać za normę?
Średnio około dziesięciu w skali roku. Ale dużo zależy od tego, czy dziecko jest weteranem przedszkolnym, czy może dopiero niedawno zostało przedszkolakiem, czy ma starsze rodzeństwo, od którego może łapać infekcje, czy może troskliwie opiekuje się nim babcia, czy ma dodatkowe problemy zdrowotne, np. skłonność do zapaleń uszu, skurczu oskrzeli, alergii – wtedy zachorowalność jest większa. Są dzieci, które przez 2–3 dni chodzą do przedszkola, a potem dwa tygodnie siedzą w domu.
Jak rozpoznać wrodzone niedobory odporności?
Jeżeli dziecko choruje bardzo ciężko na poważne choroby, czyli zapalenia płuc czy uszu, gdy trudno wychodzi z zakażeń, które bardzo długo się ciągną i często musi otrzymywać antybiotyki, warto rozważyć zrobienie dodatkowych badań obejmujących nie tylko morfologię, ale również przeciwciała IgA, IgG, IgM, żeby określić stan jego zdrowia i przyczyny ciągłego chorowania.
Co warto zrobić, jeśli małe dziecko ciągle wpada z jednej infekcji w kolejną?
Warto sprawdzić, co jest jego słabym punktem – może maluch ma nieleczony alergiczny nieżyt nosa, który powoduje zaburzenia oddychania i przyczynia się do częstszych infekcji? Warto popatrzeć na dziecko jak na jednostkę w środowisku – jeśli rodzice ciągle chorują, bo o siebie nie dbają, ich potomek także będzie częściej chorować. Warto również przyjrzeć się formie opieki nad dzieckiem – o ile przeziębiony maluch może spokojnie iść na spacer, o tyle nie powinien chodzić do żłobka czy przedszkola, bo wróci w gorszym stanie, a jeszcze pozaraża innych.
Z tym przedszkolem to trudny temat. Czy dziecko z katarem powinno zostać w domu?
Słyszę czasami od rodziców, że przecież dziecko ma tylko biały wodnisty katar... A przecież to normalny katar w początkowej fazie choroby, który rzadko wiąże się z alergią. Z wodnistego staje się bardziej gęsty, potem żółknie i może nawet zzielenieć. Gdy dziecko z katarem idzie do żłobka czy przedszkola, to nie tylko zaraża innych – jeśli samo nie jest podatne na zapalenie uszu lub zapalenie oskrzeli, które może doprowadzić do astmy oskrzelowej, to wielka krzywda mu się nie dzieje, ale musimy o tym pamiętać, że po latach zapłaci za to chorymi zatokami. Nie ma nic za darmo.
U niektórych dzieci wodnisty katar może się utrzymywać długo...
Jeśli wydzielina z nosa po pewnym czasie nie gęstnieje i nie zżółknie, to może świadczyć o tym, że pojawił się nowy wodnisty katar. To znak, że dziecko złapało kolejną infekcję, czyli z jednej przechodzi w drugą. Są też takie maluchy, które zakatarzone dzielnie chodzą do przedszkola, same sporo wytrzymują, ale zarażają rówieśników, którzy nie zawsze tak samo dzielnie te infekcje znoszą.
Są też dzieci, które nie chorują. Czasem słyszy się, że to też nie jest dobre, bo ich układ odpornościowy nie może trenować i w przyszłości nie poradzi sobie z poważniejszymi chorobami?
W moim przekonaniu jest zupełnie odwrotnie. Dzieci, które nie chorują, mają fantastyczną sytuację wyjściową i potencjał w genach. Jest coś takiego jak odporność wrodzona, którą się dziedziczy. Niektóre rodziny bardzo mało chorują, rodzice i rodzeństwo są są zdrowi, a najmłodsze dziecko, nawet jeśli coś złapie w przedszkolu, ma czas, aby przed powrotem do przedszkola wrócić do sił. Taki maluch jest niewątpliwie w lepszej sytuacji i łatwiej zdobywa odporność nabytą. U chorowitków zwykle jeden problem zdrowotny pociąga za sobą następny. Człowieka możemy porównać do zastawu naczyń połączonych. Jeżeli jedno naczynie jest dziurawe i zaczyna przeciekać, to jednocześnie obniża się poziom wody w innych naczyniach. Dziecięce infekcje prowadzą do wielu powikłań, które mogą dać o sobie z znać w dorosłym życiu. Nie chodzi tylko o zatoki, o których już wcześniej wspomniałem, ale nawet o odkładanie się blaszek miażdżycowych w naczyniach wieńcowych. Te osoby, które były bardzo chorowite w dzieciństwie, które musiały częściej brać antybiotyki, są z różnych względów słabsze i bardziej podatne na różnego rodzaju nieszczęścia. I muszą o siebie bardziej dbać.
Podsumowując – jacy są najwięksi wrogowie dziecięcej odporności?
Na pierwszym miejscu wymieniłbym brak aktywności. Dzieci, które często siedzą na kanapie, muszą więcej chorować niż aktywne maluchy. Gdy zachęcam rodziców, aby posyłali dzieci na zajęcia sportowe, później opowiadają mi, jak te maluchy potrafią zziajane i spocone biegać za piłką w deszczu i nie chorują. Te, które siedzą przez telewizorami lub chodzą tylko na muzykę czy ceramikę, chorują więcej. Wiadomo też, że znaczenie ma dieta – szczególnie zjadanie dużych ilości cukru i węglowodanów, a unikanie warzyw. Musimy jednak pamiętać, że w obecnych czasach spore znaczenie mają także emocje, stres. U dzieci, które często płaczą, np. w żłobkach, czy z płaczem idą do przedszkola wyrzut katecholamin obniża immunoglobuliny, co powoduje, że organizm jest słabszy i bardziej podatny na łapanie infekcji.
„Jeśli dziecko bez przerwy nosiło wełnianą czapkę z pomponem, nie możemy zmienić jego stylu ubierania z dnia na dzień.”
ROZMAWIAŁA: MAŁGORZATA WÓDZ